10/10/2014

Epilog Nie został już nikt kogo bym kochała.





                                                                   Parę lat później

-Trzymaj-przekazuje Katniss drut.
 Przez chwilę nasze ręce stykają się trzymając razem cienki zwój. Jednak zaczyna się dziać coś czego nie było w planie. Drut pęka i owija nam się wokół dłoni i nóg. Nie potrzebujemy żadnych sygnałów żeby wiedzieć że ktoś przeciął drut. Widzę że ta frajerka sięga po strzały, chce się obronić, ale ja muszę spełnić swoje zadanie.
 Biorę szpule i szybko uderzam ją w głowę, widzę że tracę przytomność. Czas zacząć show.
 Wyciągam nóż, siadam na niej i pośpiesznie szukam miejsca gdzie jest lokalizator. Jest. Krew bryzga wszędzie, ale ja muszę uważać bo jeśli ją zabiję słono za to zapłacę. Wreszcie wydłubuje migoczący mały czip, rozgniatam go zręcznym ruchem. Nagle słyszę kroki, dwie osoby. No to teraz już po nas, ale może uda mi się trochę ich zmylić. Więc rozsmarowuje jej na twarzy krew żeby wyglądała na konającą, a jej jęki napewno ich przekonają. Teraz już otworzyła oczy, czy ona nie może choć przez chwilę nie być sobą ?
-Leż i nie wstawaj dobra ?-syczę jadowicie jednym ciągiem biorąc siekierę i uciekając.
 Robię tyle hałasu ile mogę biegnąc przez las. Uciekając widziałam jak zza górki wybiegają Brutus i Enobaria pupilki Kapitolu...
 Idę coraz dalej i moje uszy uderza cykanie jakiś owadów ... One są gdzieś w pobliżu więc lepiej nie ryzykować, zresztą mam teraz znaleźć Finnicka, Beetego i Peete.
 Księżyc oświetla mi drogę, nogi powoli odmawiają mi posłuszeństwa gdy nagle rozlega się wystrzał z armaty. Mam nadzieję że to nie ta idiotka. Wciąż biegnę, aż wreszcie zauważam przed sobą Brutusa i Enobarie.
 -Zejdźcie mi z drogi
 -Sam ją załatwię, idź szukać reszty-mówi na co ona kiwa głową.
 -Pozdrowienia od Lany, kwiatuszku-krzyczy ironicznie siostra mojej dawnej przyjaciółki.
 -Nie jesteś zbyt pewny siebie ?-pytam ignorując wypowiedz uciekającej Enobarii.
 -Nie -krzyczy rzucając we mnie nożem który rozcina mi skórę na nodze.
 Ja nie pozostaje mu dłużna i skaczę na niego wbijając mu topór między twarz. On powala mnie na ziemię i na szczęście nie trafia w moją głowę tylko ucina mi włosy. Jednym zgrabnym kopnięciem w krocze uwalniam się z jego uścisku i zadaje mu ostateczny cios  w klatkę piersiową. Zabiłam już tyle osób że nawet przestało to robić na mnie wrażenie, to stało się jakby moją pracą. Po arenie przelewa się kolejny wystrzał z armaty.
 Słyszę krzyki Finnicka gdzieś nieopodal, ale moje uszy wyłapują coś ważniejszego, krzyk Peety. Zachowujemy się jak dzieci we mgle, ale teraz każdy myśli tylko o tym żeby przeżyć do czasu kiedy przybędzie poduszkowiec ... No nie każdy.
 Biegnę ślepo w jego kierunku bo to także nieoficjalna część misji, wiem że ta sierota Katniss nic bez niego nie zrobi. Teraz jednak zaczyna robić się niebezpiecznie bo wyraźnie słyszę jak cykanie owadów cichnie, zaraz rozpocznie się piekło więc muszę się pośpieszyć.
 Potykam się o ogromne konary gdy nagle niespodziewanie wpadam na Peete. Upadam na ziemię, a on uderza mnie pięścią w twarz, dlaczego ten idiota mnie bije ? Nie, on chyba próbuje mnie obudzić z zamroczenia.
-Johann gdzie jest Katniss ? Słyszysz mnie ? Co się stało ?
-Co ? Ja nie wiem, zawodowcy przecięli drut, Katniss chyba nie żyje bo widziałam jak Enobaria dźga ją nożem w ramię- dlaczego kłamstwa są tak przyjemne ?
-Choć, teraz wszyscy na nas polują ...-pomaga mi wstać i bierze mnie na ramie, łzy powoli zaczynają cieknąć po jego policzkach, ale nie daje po sobie poznać że to dla niego cios ... Tylko dlaczego skoro ją kocha ?
 Idziemy razem w stronę burzowego drzewa.
 -Wiesz Johanna, ty wcale nie jesteś taka zła. Wiem to.
 -Ciekawe mądralo skąd.
 -Znam się na ludziach, ty tylko udajesz. Ktoś cię kiedyś skrzywdził i teraz widać tego efekty.
 Cholera ma rację.
 -Wcale nie, po prostu taka już jestem.
 -Nie ... Widziałem twoje igrzyska, choć napewno ocenzurowali wiele rzeczy widziałem jak cierpisz ... Gdzieś tam w tobie żyje stara Johanna, która próbuje się wydostać z nowej powłoki.
 -Teraz posłuchaj mnie wyraźnie, mnie nikt nie złamał, to ja jedyna przeżyłam, to ja jedyna umiałam powiedzieć nie, to ja jestem ostatnim z serc, najtwardszym z serc. Ty i Katniss jesteście tylko lebiodami, którym ledwo udało się wygrać i to jeszcze przez niezwykłe szczęści. Ja wygrałam bo potrafiłam zabić wrogów, przyjaciół i miłość, tu jest ogromna przepaść między nami. Ja potrafię zabijać, ty nie.
 -To dlatego tak nienawidzisz Katniss ?  Bo mnie nie zabiła ?
 -Nie, pokazała że ma jaja, ale ona jest tak niesamowicie irytująca ... Jej głos, jej zachowanie i niezdarność doprowadzają mnie do szału, jak niby taki ktoś ma być twarzą rebelii ?-mówię beztrosko gdy nagle dociera do mnie znaczenie moich słów, wszyscy tak się starali żeby nie wypuścić pary z ust, ale ja jedną rozmową potrafiłam wypaplać wszystko. Chyba jestem bardziej beznadziejna niż myślałam ...
 -Co ?-pyta zbity z tropu gdy nagle rozlega się krzyk Katniss wołający Peete gdzieś nieopodal.
 On także ją woła popędzając mnie do szybszego marszu. Teraz naprawdę mnie zaskoczył bo myślałam że mnie zostawi i pobiegnie do tej szmaty, ale jednak nie ... Taki człowiek to prawdziwy skarb, na który ani ja ani ona nie zasługujemy. Nagle wszystko cichnie, nawet ptaki, a sztuczne chmury zaczynają zbierać się nad burzowym drzewem niedaleko nas. Jeśli ta idiotka przeszkodzi w planie ucieczki przysięgam że ją zabiję !
 -Peeta, biegnij sam ja dale już nie pójdę. Nie martw się dam sobie radę, idź ratować tą idiotkę !-krzyczę.
 -Okey-szepcze i biegnie.
 Ja postanawiam na chwilę przycupnąć więc siadam na ogromnym kamieniu w samym sercu dżungli. Dziwne bo robi się coraz chłodniej, pierwszy raz od wyjazdu na arenę jest mi wręcz zimno. Dookoła tylko zieleń, postanawiam wspiąć się na drzewo. Robię to z wielkim trudem bo Peeta wielka mamei nieźle mnie poturbował ... Gdy już jestem na czubku drzewa zauważam dziwną sytuacje. Katniss stoi tuż przy burzowym drzewie, a z przeciwnej strony nadbiega Finnick i  Enobaria.
 Katniss mierzy strzałą w Enobarię, która jej nie widzi. Myśli nad czym bardzo mocno i chyba coś sobie uświadamia, chmury gęstnieją i lada moment zacznie się kolejna burza. Czy ona próbuje zrobić to o czym nawet nie wiedziała ? Chyba że ona o wszystkim wie, a  ze mnie zrobili idiotkę ! Teraz to naprawdę mnie wkurwiła !
 Nagle podnosi strzałę w moim kierunku, chyba mnie dostrzegła bo zaraz zwolni cięciwę. Wiar się zbiera. Katniss podnosi łuk jeszcze wyżej, napina cięciwę i wystrzeliwuje z krzykiem. Przez chwilę strzała leci pozostawiając za sobą złotą nić gdy nagle piorun uderza w drzewo, a całą nić jarzy się bielą.
 Najpierw wszystko jaśnieje lekkim błękitem, a następnie eksploduje, ogromna siła powala mnie z drzewa na ziemię. Seria eksplozji wstrząsa piekłem, wszystko wokół płonie, pióra latają wszędzie, a obok mnie pada martwa małpa sama nie wiem skąd. Drzewa latają, konary płoną, ziemia wiruje. Leże w bezruchu parę minut, ale wiem że jestem cała, dziwne jednak muszę wstać i udaje mi się to choć nie można to nazwać chodem tylko ciągłą walką o utrzymanie stabilności. Toczę się przed siebie aż wreszcie zauważam ciało, ten ktoś oddycha. To Peeta. Spoglądam w górę, nadlatuje poduszkowiec, nasze wybawienie. Opieram się o ogromne drzewo obok nas .
 Nagle drzewo stojące nieopodal nas łamię się i powoli spada na nas, przygniatając niemiłosiernie . Zostałam pokonana przez durne drzewo, które towarzyszyło mi przez całe życie w siódmym dystrykcie.
 Tak oto wielka buntowniczka, która przez lata walczyła robiąc z siebie wariatkę została pokonana. Teraz nawet moją pseudo-wolność mi odebrano ... Jeśli przeżyję przysięgam, zabiję Snowa. Zapłaci za to co zrobił wszystkim, zapłaci mi. Chcę żeby cierpł tak samo jak ja gdy widziałam śmierć przyjaciół i rodziny ... Tak samo jak ja gdy byłam bezradna i w ciszy musiałam spoglądać na nieznaną chorobę rodzeństwa ... Tak samo jak tego dnia gdy dowiedziałam się o wypadku ojca w tartaku. Tak samo jak wtedy, gdy strażnicy pokoju zabili moją babcie za kuglarstwo. Wszytko się zmieniło po igrzyskach ... Został mi tylko Blight, teraz nie mam nawet jego... Jestem sama, całkowicie opuszczona, złamana i spustoszona  bo nie został już nikt kogo bym kochała.
 Ile kosztuje ludzkie życie ? Jak cenny jest każdy oddech ? Ile warta jest każda myśl ? Czym staje się ludzki umysł w trakcie morderstwa ? Kiedy człowiek zatraca się w swych żądzach i pragnieniach stając się czymś gorszym od zwierzęcia ? Dlaczego wciąż ranimy siebie nawzajem ? Czy prawdziwa miłość istnieje ? I czy kiedykolwiek uda nam się zaspokoić głód naszych kamiennych serc ? Na te pytania można odpowiedzieć tylko kolejnym, może nawet najistotniejszym w całym moim życiu; Gdzie kończą się uczucia a zaczyna instynkt ?



                                                              Koniec




                             PODZIĘKOWANIA I POŻEGNANIE 
               (Krótko i na temat bo nie lubię pożegnań ;-; ) 

 Tak oto kończymy moją-naszą przygodę z moim pierwszym blogiem ... Zostawiam tu coś więcej niż cząstkę siebie (no i coś jeszcze oprócz błędów XD). Zostawiam tu sporą część mojej dawnej osobowości ... Na tym blogu rozwijałem się, uczyłem, poznawałem nowych ludzi ... To dzięki wam dobrnąłem do końca nawet nie zwieszając bloga ... Ale dość już o moich rozterkach, teraz czas na ludzi, którzy naprawdę zasługują na wyróżnienie.


Finnick Odair- Tobie należy się ogromna część laur bo to ty wprowadziłeś mnie w blogstrefe ... Nauczyłeś mnie lepszej pisowni ... Zawsze mogłem liczyć na twój motywujący kom ... Być może gdyby nie ty nigdy nie rozeznał bym się w terenie ... Za wszystko szczere podziękowania chylę w twoją stronę bo widzę jak mój tok pisania zmienił się na przestrzeni tego bloga dzięki tobie ...


Lily Novisaren-Bez ciebie chyba nie doszedł bym do końca ... To niesamowite że poznaliśmy się całkowicie przypadkowo ... Jednym z moich największych blogowych sukcesów było poznanie ciebie ;* ... Już niedługo do cb przyjadę to se pogadamy :D ... Często pisząc rozdziały myślałem ''Co by wymyśliła Lily'' ... Za wszystko ogromne dziękuje ...

Lisica- Choć miewałaś swoje ''kaprysy'' dużą część zboczonych scen (tag bejbe) zawdzięczam tobie sam nwm czemu XD... Twoje spamy i spamy i spamy ... XD. Jesteś niesamowita poniaczu *-* I nie używasz zakładki Spam XDXDXD Dobra już się ogarniam bo ma być poważnie ... Dziękuje ci z całego serca .

Nieoficjalna- Och poniaczu za twoje mega długie kom-y *-* i wgl  ... Za to że zawsze byłaś ... Że chciało ci się to czytać i powiedzieć ''yyy to było dziwne''. Za szczerość, rzetelność i zauważenie mojego bloga ogromne dziękuje !

Martyna ta- Sama piszesz bloga o Johnie więc wiesz jaka ona jest ... Ale nasze różnią się tym że twój jest lepszy ... Ty nienawidzicielu Harr'ego XD dziękuje ci bardzo za wszystko :D.

Spectrum-Choć jesteś od niedawna to i tag twoje kom-y były bardzo motywujące i za to serdecznie ci dziękuje. 

Dziękuje jeszcze wszystkim innym oraz aninimkom ;D. Ciężko żegnać mi się z tym blogiem no, ale cóż ... Wiem że nie umiem pisać słów pożegnalnych ;-;, ale powiem wam w sekrecie blog miał być na początku lifestyle... 
 Jeszcze długa droga przede mną, ale patrząc wstecz rozwinąłem się w ciągu pół roku na bloggerze bardziej niż wciągu 9 lat podstawówki i gimbazy ... A tak jeszcze na koniec muszę się wam pochwalić że będzie druga część historii Johny ... Mam nadzieję że wam się spodoba, akcja dzieje się tuż po tym rozdziale ...  http://najtwardsze-z-serc.blogspot.com/


Gdzie jedno się kończy drugie się zaczyna ... Żegnaj domu mój pierwotny, łąki i knieje żegnajcie. Ruszam szukać się raz jeszcze-szumią wierzby dziś na wietrze! 





10/06/2014

ROZDZIAŁ 17 Tak zaczyna się moja wojna.

Dodaję dziś nowy bo same tragedie mnie spotykają ... Jestem kłębkiem nerwów i wgl nienawidzę swojego miasta i okolicy. No i wgl zerwałem znajomość z wieloma osobami i mi smutno, ale w sumie to dobrze bo wiem kto jest prawdziwy, a kto jest tylko dlatego że chwilowo jestem F.A.J.N.Y ;-; ... Straszny dzień, może topmodel mnie pocieszy ;-; . Mi się rozdział podoba choć dużo rzeczy poprawię gdy wpadnie wena :D.



                                                             


                                                                 Rozdział 17


Dudnią fanfary. Wygrałam, naprawdę wygrałam życie, ale za jaką cenę ? Nadlatuje poduszkowiec, a ja wciąż leże na ziemi oszołomiona tym co zrobiłam. Czy kiedykolwiek zdołam zapomnieć ?
 Wysuwa się drabina, a ja wciąż leże. Po paru minutach mojego biernego leżenia zjeżdżają strażnicy pokoju zabierając mnie i wstrzykując jakiś środek usypiający. Tracę przytomność.

                                           
                                                                              ***

 Budzę się w białym pokoju, już nic mnie nie obchodzi, istnieje tylko pustka, tylko białe ściany, aparatura i rurki do niej podłączone prowadzące do mych dłoni. Czekam aż zjawi się moja ekipa przygotowawcza jednak nikt nie przychodzi. To gorsze niż śmierć bo zostaje sam  z moimi myślami.
 Tak więc naprawdę wygrałam, udało mi się wbrew własnym i innych spostrzeżeniom. Przeżyłam za cenę dwudziestu trzech innych żywotów. Nie mam siły na nic, wszystkie uczucia zostały daleko, henn na arenie
 Nagle sama nie wiem skąd przychodzi ciemnowłosa avoxsa, podchodzi do mnie i grzecznie karmi mnie rosołem i schabem. Jem pokornie. Czuje że coś we mnie pękło, to taka czerwona linia, która dzieli zdrowy rozsądek od niepohamowanej chęci samobójstwa. To tak jakbyś skakał z mostu i zamiast roztrzaskać się o ziemię, wciąż leciał i leciał i leciał i tak bez końca ...
 Dni mijają szybko, próbuje je spamiętać, ale każdy jest taki sam. Budzę się. Myślę. Jem. Myślę. Przygotowuje plan zemsty. Jem. Myślę. Przygotowuje plan zemsty Jem. Myślę. Przygotowuje plan zemsty. Śpię.
 W siódmy dzień budzę się i dostrzegam zmianę. Drzwi są otwarte, a ja nie jestem już przywiązana pasami. Nagle wbiega Klara, Blight i moja ekipa przygotowawcza rozpoczynając początek końca.
 -Och skarbie byłaś taka niesamowita ! Trochę nieokrzesana ale niesamowita ! Posłuchaj, dziś wieczorem odbędzie się wywiad z tobą i uroczysta inauguracja. Wszyscy będą patrzeć tylko na ciebie ! Na naszą gwiazdę ! Musimy cię przyszykować bo dziś wywiad zwyciężczyni !
-Choć zemną, dobrze-mówi Blight na co Klara robi zaskoczoną minę.
-Ale przecież !
-Daj nam chwilę dobrze ?
-Niech ci będzie-mówi obrażonym tonem.
Bez pytania chwyta mój nadgarstek i ciągnie aż na sam dach na ośrodku szkoleniowym ...
-Posłuchaj to nie są żarty, wywinęłaś niezły numer z tą śmiercią. Organizatorzy czuli się wykiwani i oszukani, udało mi się przekonać że jesteś nieszkodliwa, ale ośmieszyłaś ich tym że wróciłaś.
 -Och przepraszam, powinnam zginąć, a nie bezczelnie wracać i to jeszcze wygrywać-podsumowuje bezuczuciowi.
-Nie o to chodzi, musisz teraz zrozumieć parę spraw których Snow nie traktuje ulgowo, on nie tylko będzie próbował utrudnić ci życie ale jeszcze będzie chciał cię sprzedawać-podsumowuje.
-Co ?-pytam zdziwiona.
Nagle na dach wparowują strażnicy pokoju, mówiąc że oczekiwana jestem w sali odnowy podkreślając słowo niezwłocznie. Tam już robią mnie na bóstwo, choć nigdy nie pozbędę się tej ohydy, tej bestii która we mnie mieszka. Ona wciąż żąda krwi, ona wciąż ukradkiem ucieka.
  Już po czterech godzinach jestem gotowa by dumną zwyciężczynie podziwiało całe Panem.
Stres znów narasta choć to niedorzeczne ...  Jeszcze Klara wytłumaczy mi jak mam wejść i co powiedzieć i nagle zaczyna się. Trzy, twa, jeden i wychodzę na scenę, od razu wita mnie Cesarem.
 -Witaj słonko ! Wyglądasz prze bajecznie, ale dość już komplementów bo mamy ograniczony czas-kieruje wzrok na widownie na co wszyscy wybuchają śmiechem.- Zanim oglądniemy najciekawsze momenty z twoich igrzysk chciałbym cię spytać. Czy wiesz już co zrobisz po powrocie ?
-Nie-odpowiadam krucho.
-Zastanów się dobrze, a my w tym czasie przeżyjemy raz jeszcze te emocje które towarzyszyły nam przez cały turniej.
 Nagle zza moich pleców pojawia się wielki ekran i pokazywany jest szybki skrót,
 Kolejny raz zostaje wylosowana. Kolejny raz zgłasza się Rail. Kolejny raz wjeżdżam na arenę. Kolejny raz ginę. Kolejny raz tracę przyjaciół. Kolejny raz morduje toksyczną miłość. Kolejny raz zwyciężam. Kolejny raz zostaje zniewolona.
 Oczy napełniają mi się łzami, ale dyskretnie to maskuje. Wszystko we mnie wrze, uczucia odżyły, żal odszedł na bok, a przyszła chęć zemsty. Czas wprowadzić mój plan w życie.
-O ho ho ! To były naprawdę emocjonujące igrzyska nie sądzisz ?
-Tak, to wszystko leci na żywo ?
-Tak każde twoje słowo jest odbierane w całym najukochańszym Panem, którym rządzi nasz dostojny prezydent Snow.
A więc czas na show.
 -Mogła bym coś powiedzieć ?
 -Co tylko chcesz skarbie.
 Zbieram w sobie całą odwagę, całą siłę jaka mi jeszcze pozostała do życia.
 -A więc chciałabym powiedzieć szczerze i z całego serca do całego Kapiotlu, Pierdolcie się !-krzyczę po czym pokazuje środkowy palec.-Tak panią też, i pana ! Ale najbardziej Pierdole waszego wszechmogącego Snowa ! To on co roku morduje nas i torturuje ! Każde z was ma swój udział w morderstwie, wy bo oglądacie i czerpiecie z tego satysfakcję, a rodzice bo na to pozwalają. Czemu nie wzniecić rebelii !-krzyczę po czym słyszę buczenie, wiem co zrobiłam, wydałam na siebie wyrok śmierci. Ale nie pozwolę na takie traktowanie, czas zemsty nadszedł.
 Krzyki są coraz głośniejsze, ja wstaję bo to znów zaczyna mnie denerwować.
 -Zamknijcie się idioci ! Wasz prezenter chyba chce dokończyć wywiad więc z łaski swojej zakończmy to szybko !-krzyczę bezczelnie i o dziwo wszyscy milkną, a moje słowa zapadają głucho.
 -Dobrze więc już ostatnie pytanie, czy cieszysz się ze zwycięstwa ?
 -Nie, powinnam zginąć tak jak wszyscy tego chcieli, najtrudniej będzie spotkać mi się z bliskimi...
 -Tak więc dotarliśmy do końca, ale nie odchodzicie bo już za chwilę odbędzie się uroczysta inauguracja naszej nowej zwyciężczyni. Naszej nowej gwiazdy ! Naszego nowego członka rodziny
 ! Pożegnajmy ją szerokimi oklaskami.
 Ku mojemu zdumieniu wszyscy klaszczą, tego się nie spodziewałam. Następnie wychodzę za kulisy i nie marnując czasu poprawiają mi makijaż, biegnę szybko w szpilkach za Klarą która pierwszy raz jest cicho. Już jesteśmy na wielkim balkonie ośrodka gdzie odbędzie się uroczystość przed placem, gdy nagle odzywa się moja opiekunka.
 -Skarbię, ja wiem że jest ci ciężko, ale jeśli mogłabyś nie wyprawiać takich cyrków byłabym ci wdzięczna. Teraz wszyscy biorą cię za wariatkę, musisz ich przekonać że nią nie jesteś bo to źle świadczy też o mnie.-mówi po czym spogląda mi w oczy i wypycha za kurtynę.
 Na tarasie jest chłodno, widzę jeden wielki tron i tłum ludzi na dole, a nieopodal pełno kamer. Idę spokojnym krokiem, wiem co mam zrobić, dziwne że taka ważna rzecz jak koronacja jest tak spontaniczna i ryzykowna. Łatwo ją spieprzyć. Wreszcie dochodzę a przede mną rozpościera się ten sam widok co na dachu ośrodka. Wielkie słońce tym razem wchodzi, chłodne powietrze pobudza moją skórę, a tłumy kapitolczyków krzyczą, czuję się jak królowa, potężna i niezależna, ale czy napewno ? Nagle rozbrzmiewa hymn, wstaję jak to zawsze robią zwycięzcy i spoglądam pusto w przestrzeń myśląc o tym co będzie po powrocie.
 Nagle wchodzi Snow ze swoim typowym zapachem róż i przekrwionymi ustami, zanim idzie mała dziewczynka niosąca na poduszeczce srebrny lub platynowy diadem z wielkim lazurem w czołowym punkcie. Podchodzi bliżej, nakłada koronę i szepcze mi do ucha.
 -Po ceremonii zapraszam do mnie na herbatkę-szepcze jadowicie.
 Odchodzi i nagle rozbrzmiewa hymn Panem więc wstaję i grzecznie patrze przed siebie, jest jakby nic się nie zdarzyło, jakbym nie próbowała wzniecić powstania, wszystko takie nierealnie oprócz żmii stojącej obok.
 Kończy się inauguracja, a ja zgodnie z zapowiedzią podążam labiryntem korytarzy szukając Snowa, który mógłby być wszędzie. Nagle gdzieś poniżej piętra -10 czuję duszący zapach róż i bardziej soczysty smród krwi. Zamykam oczy i kieruje się nim. Po dziesięciu minutach dochodzę do wielkich na trzy metry drzwi z napisem ''Piękny pęk''. Wchodzę i od razu zauważam ilość róż, różność ich kolorów, a wszystko to jeden kwiat. Przechadzam się wokół nich aż wreszcie natrafiam na Snowa ucinającego zdrową, sztuczną różę.
-Piękna nieprawdaż ? Taka czysta, taka wonna, ale sztuczna. Ty taka nie jesteś prawda ?-pyta.- Nie, ty jesteś zadziorna, niepokorna i możesz dużo namieszać, ale także wiele zbudować. Widzisz, my tu mamy taki zwyczaj że chronimy rodziny i przyjaciół naszych zwycięzców w zamian na po słuszność i lojalność ... Zadarłaś nie z tym graczem co trzeba, za nielojalność jest kara. Myślę jednak że jesteś rozważną dziewczyną i zgodzisz się na pewien układ. Będzie polegać zwykłym stosunku seksualnym ... Wystarczy że prześpisz się z odpowiednimi ludźmi, a zapewnisz sobie dobrobyt i bezpieczeństwo. Wystarczy choć raz posłuchać ludzi mądrzejszych od siebie.
 -Nie-mówię wywołując uśmiech na jego sztucznej twarzy.
 -Ale nie daje ci wyboru, mówię tylko że jeśli się nie dostosujesz coś może roztrzaskać głowę twojemu bratu, babci, ojcu, przyjaciółce ... Wybór jest duży.
 Nagle czuję że przerażenie wyparowuje, zostaje jedynie odwaga i chęć wolności.
 -Teraz ty posłuchaj, jeśli choć tkniesz moją rodzinę i otoczenie przysięgam że nie będziesz miał ze mną lekko ! Lepiej zabij mnie teraz.
 -Nie dam ci tej satysfakcji-kończy jadowicie.
 Jeszcze przez chwilę stoję wpatrzona w bezlitosne ślepia. Jednak ja pierwsza spuszczam wzrok i uciekam. Tym razem nie gubię się w korytarzach, trafiam wprost do mojej windy i wracam do pokoju resztę dnia patrząc się w ścianę.
Następnego dnia odbywają się różnie głupie wywiady, na które odpowiadam tak albo nie. Wreszcie po wielu długich rozmowach z ludźmi oznajmiono mi że czas wracać. Nie czekając na dalsze komendy schodzę na marmurowy parter czekając na resztę mojej ekipy.
 -No skarbie wracamy na stare śmieci !-krzyczy Klara.- Oczywiście ty bo ja mieszkam gdzie indziej ... Dobra mniejsza, chodźcie bo się spóźnimy !-znów wrzeszczy.
 Reszta dnia mija spokojnie i mozolnie, jem i zamykam się w swoim przedziale.
 Nadchodzi noc.
 Nie mogę spać, nie mogę żyć. Jestem wrakiem człowieka. Postanawiam wejść do przedziału salonowego i tam przy wielkiej szybie pooglądać księżyc i inne ciała niebieskie. Gwiazdy są takie spokojne, tak odległe i tak imponujące, mogła bym być jedną z nich.
 Ludzie rodzą się i umierają. Jesteśmy jak rzeka, która w pewnym momencie wpada do morza lub oceanu. Wciąż rwiemy naprzód ponosząc konsekwencje naszej przeszłości, ciągnąc własne kamienie milowe przez wodną toń niczym wiecznie spragniony pustelnik oddalony tysiące mil od domu pragnący powrotu do niego. Tak właśnie jest, uciekamy przed czymś czego tak naprawdę pragniemy oszukując samych siebie. Niczym dzieci zgubione we mgle wciąż szukamy naszego miejsca, ale gdy go nie znajdziemy co wtedy ? Co jeśli jedyną regułą jest ich brak ? Co jeśli każda chwila, każdy oddech, każda myśl jest tylko pojęciem względnym ? Tyle razy mnie korciło żeby powiesić się, utopić, pociąć. Dać za wygraną innym i znaleźć prawdę ... Zawsze gdy jestem już krok od tego powstrzymuje mnie jedna myśl, oczywista i przenikliwa. Po co szukać prawdy gdzieś gdzie jej nie ma ? Jedyna prawda jest w nas, to ona nas cechuje. To ona wyznacza sens naszemu życiu, jej brak spycha nas na drogę szkodliwą, tak samo jak jej nadmiar. Wszystkiego trzeba mieć równo, równo wiedzy, równo odwagi i równo prawdy. Teraz już wiem że dobro i zło nie istnieje, jest tylko wiedza i jej brak.
 Za każdym razem gdy patrzę w księżyc zadaje sobie pytanie, czy coś znaczę ? Czy mam jakikolwiek wpływ na to co się dzieje wokół mnie ? On zawsze odpowiada tak samo, szepcze tak. Ma rację, bo to my, a nie kamienie czy drzewa tworzymy prawa tylko po to by za chwilę samemu je złamać ...W tym człowiek jest najlepszy, w niszczeniu, w destrukcji. Bo to my, a nie  nikt inny doprowadził do upadku tej planety. Toksyczne rzeki, trujące opary. O ty wszystkim piszczą głupie tabloidy, ale czy napewno tak jest ? Może to wszystko jeden wielki spisek wobec nas by zmylić mózgi ciemnot i gawiedzi ? Tylko po co ? By chwilowo cieszyć się wiedzą ? Każdy z nas kiedyś dowie się prawdy, bez względu na stan konta czy status społeczny. Cała definicja życia może zmienić się wraz z kierunkiem, w którym podążasz. Czy to właśnie w życiu nie jest najpiękniejsze ? To że bez względu w jak beznadziejnej jesteś sytuacji los może dodać coś jeszcze gorszego ? Czyż to nie piękne że wystarczy chwila by życie człowieka odmieniło się bezpowrotnie ? Bo przecież każdy z nas jest inny. Każdy z nas nie jest tym kim był jeszcze wczoraj, rok temu, dziesięć lat temu. Dlatego trzeba wciąż podążać naprzód bo zatrzymując się w punkcie A nigdy nie dojdziemy do punktu B. Dlatego jesteśmy wciąż kształtującą się rzeką szukającą właściwej drogi i krzyżując ją z innymi. To właśnie jest prawdziwy sens istnienia, kochać i być kochanym. Ja nie sprostałam temu wyzwaniu.