6/10/2014

ROZDZIAŁ 5 Wzloty i upadki.

                                                           No wczoraj skończyłem stronę (patrz na prawo) postacie, znajdziecie tam informacje o ważniejszych postaciach w życiu Johanny. Już wkrótce opublikuje Liebster Awards więc szykujcie się kochani :D. Aha i jeszcze do rozdziału mam nadzieję że was zaskoczy i będzie pasował do historii :) czytajcie i oceniajcie :*.

                                                                   Rozdział 5
   Przepełniona szczęściem budzę z otępienia sennego, które towarzyszyło mi przez resztę nocy. Rail wyszedł jakąś godzinę temu, a patrząc na pozycje słońca, które świeci za oknem, jest około 6 więc niedługo zacznie się 2 dzień szkolenia. Puki co dobrze odgrywam swoją rolę w przeciwieństwie do mojego partnera, myślę jednak że chce mnie chronić bo to jedyne sensowne wyjaśnienie jego zachowania. Ciekawe jak by to było gdybyśmy nie trafili na igrzyska ? Czy ożenilibyśmy się ze sobą ? Czy bylibyśmy szczęśliwi ? Jak kara była by nam pisana za te szczęście. Rozmyślam tak przez godzinę lecz gdy mój budzik dzwoni o 6:45 wstaję, ubieram się i idę zjeść śniadanie. W salonie czekają już na mnie wszyscy z wyjątkiem Raila, który pewnie się jeszcze nie obudził. Gdy siadam do stołu wdaję się w dyskusję.
 -O witaj Johanna -mówi Klara.-Właśnie rozmawiałam o twojej taktyce, hmmm... myślę żeby lepiej się pokazać niż stać z boku, Jona spójrz na mnie-patrzę jej prosto w błękitne oczy.-Możesz wygrać ale pod warunkiem że będziesz królową widowni a puki co jesteś księżną romansu i kolorowych drzewek- mówi piszcząc oraz przyprawiając mnie o napad złości.
 -Że co ?-pytam.
 -Przecież każdy już wie o wczorajszej nocy z resztą to nie pierwszy flirt ukrywany na igrzyskach-mówi pusto i bez uczuciowo.
 -Co ? ty pusta źdz-powstrzymuję się, gryząc się w język.
 -Młoda damo, pamiętaj że ja już nie takie rzeczy widziałam i przeżyłam, więc zamknij swoją jadaczkę i się zachowuj-mówi ze swoim akcentem i sztucznie roześmianą buzią.
 Dalej jemy w ciszy do czasu kiedy nie wychodzę. Aż kipi ode mnie złość, jak ta szmata śmiała mówić o rzeczach które ją nie dotyczą! Dobra uspokój się Johanna grunt to spokój .Dziwne jeszcze nie widziałam Raila, ale to nic, wchodzę do pokoju, myję szybko zęby i wracam do salonu gdzie czeka już na mnie kochanek i przebrana za fioletowo karmazynowego flaminga z kołnierzem na szyi Klara. Windą jedziemy spokojnie trzymając się za ręce z Railem i po cichu nienawidząc tej szmaty. Nareszcie dojeżdżamy i cały wczorajszy cykl się powtarza  najpierw opuszcza mnie Rail ale tu już dziś od pierwszej minuty jestem w towarzystwie Tela i jego miłej aury. W jego otoczeniu czuję się szczęśliwa, zapominam o wszystkich troskach i problemach. Czas mija dość szybko lecz przez te ostatnie godziny nauczyłam się skrycie strzelania z pistoletu solarnego, rozpalania ogniska i oczyszczania wody jodyną. Przyszła pora na obiad więc zmierzamy do stołówki gdzie jak zwykle zalewa mnie krew gdy widzę Raila o którym zaczęłam powoli zapominać, żartował i widocznie dobrze się bawił w towarzystwie zawodowców, ale gdy zauważył że zamiast usiąść koło Tela jako jedyna stoję na środku stołówki podbiega do mnie i robi coś  niespodziewanego i komprymacyjnego.
 -Choć muszę cię komuś przedstawić-mówi ciągnąc mnie w stronę zawodowców.
 -nie ja niee-ale w tej chwili stoję przed nimi.
Wyglądam idiotycznie jestem chuda, mam wystające kości policzkowe i w dodatku stoję przed tą rudą zdzirą !
-A to jest właśnie Johanna,-przestawia mnie i zaraz wdaje mnie w wir dyskusji.
 Ta wielka i złowroga dziewczyna której się boję ma na imię Chwiecko. Pochodzi z 1 dystryktu, z bliska widać że jest potężna, ma jasno-topazowe włosy które związała w koński ogon. Jest bardzo gruba i gdy się na nią patrzę chce mi się śmiać ale nie z jej otyłości lecz krzaczastych brwi które jakby się zrastają, widać że dystryktowe przesądy nie miały racji.Obok niej siedzi równie puszysty partner z jej dystryktu Adam, ma kruczoczarne włosy i niezwykle różowe usta jakby je malował, widocznie w tym roku dystrykt 1 pozostanie raczej bez zwycięscy. Koło nich siedzą trybuci z 2 Lana i Crash oboje mają hebanowe włosy i błękitne oczy wyglądają jakby przyjechali tu tylko dla rozrywki bo są znużeni, aroganccy i pewni wygranej jak roboty bez uczuć .Po przeciwnej stronie stołu siedzi rozchichotana dziewczyna z 10 dystryktu która przedstawia się jako Florence a jej brat ma na imię Travis. Oboje są rudzi i piegowaci, chłopak potężnie zbudowany widać że w swoim dystrykcie nie próżnuje no i raczej dziewczyny na niego lecą bo nie jest taki straszny. Za to jego siostra, pusta suka, patrzy mi się w oczy, wymieniamy się, ja nienawiść do niej a ona satysfakcje. Jednak muszę przyznać jest ładna, ma ciemne oczy, śliczne zadbane zęby i kolczyki na uszach ale dostrzegam coś jeszcze tak to ząb wygląda jak ludzki lecz trochę bardzo wyostrzony, może jakiegoś dzikiego niespotykanego zwierzęcia ?
 Po jakichś 25 minutach rozmawiania z nimi, przysłuchiwania się zawodowcom mam co do nich wyrobioną opinię.
 -A więc jak ? Co byś zrobiła po wygranej Chwiecko ?-pyta Rail.
 -Ja mam zamiar nie robić nic, bo przecież po co ? skoro ma się już wystarczająco dużo by żyć dalej, można w tedy powiększać masę kochanego ciałka -mówi Chwiecko i waz z Adamem wybuchają śmiechem.
 -Święta racja ! Im więcej tym lepiej-potwierdza Adam .
 -Wiecie co zaprezentujecie jutro na sesji indywidualnej ?- pyta Travis.
 -Może zaszaleje z piłą łańcuchową ...-oznajmia Lana z uśmieszkiem na twarzy.
 -Nieważne co pokażesz, ważne jak zagrasz-mówię a moje słowa zapadają głucho na stołówce .
 Czas na stołówce mnożył się w nieskończoność, ale po moim odezwaniu głos kobiety z mikrofonu oznajmił że czas pożywiania się dobiegł końca.
 Znów wychodzę na salę i znajduje tam Tela siedzącego obok jakiejś dziewczyny w symulatorze przetrwania gdzie uczy się obrony przed insektami. Więc póki co nie mogę przejść do niego, a nie chcę wracać do zawodowców, postanawiam zostać sama na torze przeszkód sama z trybutem z 11 i trybutką z 9 którzy nieudolnie  próbują przejść cały test lecz nie potrafią wspiąć się na ścianę.
 Ustawiam się, jestem gotowa mówię.3,2,1 głośny dźwięk oznajmia rozpoczęcie więc biegnę wzdłuż ścieżki i natrafiam na pole drutów kolczastych pod którymi trzeba pełznąć, więc szybko spadam na ziemię i przetaczam się pod ogrodzeniem cała umazana sztucznym błotem stworzonym na potrzeby sali. Pokaleczyłam się w rękę to źle, ale trzeba iść dalej więc czołgam się przekrwawiona i zła. Koniec pierwszej próby oznacza początek drugiej więc szykuje się na następne zadanie. Nagle przede mną wyrasta jak spod ziemi wielka ściana imitująca wysoką skałę. Więc szybko skaczę na głaz i zaczynam się wspinać, a gdy już się wspięłam szybko pół skokiem spadam na płaską trawo-podłogę. Teraz skok przez imitowane urwisko i biegnę do przodu. Pędząc tak zauważam że wszyscy w sali skupili wzrok na mnie, niedobrze muszę zrobić coś żeby ich zniechęcić, żeby zniechęcić nawet sponsorów. Pieprzone życie, dlaczego jak mi coś wychodzi trzeba to przepuścić ? Ostatnie największe i najtrudniejsze zadanie stoi przede mną to pokora więc muszę zrobić wszystko żeby wzięli mnie za słabą dziewczynkę, cóż taką technikę obrałam już dawno.
 Teraz została już tylko walka z hologramem i moim niepokornym charakterem więc biegnę na niego a on wtedy wali mnie w brzuch ogromną maczugą i paraliżuje moje zabłocone ciało. Leżę ale przynajmniej już prawie wszyscy zajęli się sobą oprócz zdumionego Tela i rozchichotaną dziewczyną stojącą obok niego.
 Podchodzę do nich i w tedy Tel obdarowywać mnie spojrzeniem zaniepokojenia i podziwu, a dziewczyna miłym głupawym uśmieszkiem.
 -Hej jestem Marylin -przedstawia się, jest średnio urodziwą dziewczyną o wiecznie roześmianej gębie i jasnych włosach.- Jak tam ? Szkoda że zaliczyłaś glebę bo szło ci zajebiście -podsumowuje wulgarnie Marylin
 -Wiem, ty jesteś pewnie z 5 dystryktu co ?-pytam się zgrywając idiotkę bo wystarczy spojrzeć na ramię gdzie pisze liczba rodzinnego dystryktu.
 -Och tak, może teraz pójdziemy do stoiska z pytaniami i symulacją ucieczki ?-zagaduje nas.
 -Tak jasne od początku się na nie czaiłem- mówi rozradowany Tel.
Przez resztę treningu uciekamy przed zmiechami przez pustynie i skrywamy się za wydmami ale ostatecznie Marylin zostaje zjedzona przez hieny ja padam dzięki symulacji ruchomych piasków w których tonę a Tel ginie przez rażące słońce które naprawdę dawało we znaki i prowadziło do zemdlenia.
  Gdy wychodzimy z pomieszczenia zauważamy że na sali pozostali tylko zawodowcy przy ringu do walki z bronią ręczną gdzie właśnie walczy Rail i ta ruda szmata Florence, a mały chłopczyk chyba z 12 dystryktu którego słabo pamiętam, stoi i ćwiczy montowanie wyrzutni strzałek oraz ich celność co może być niebezpieczne. Kiedy wchodzę do windy zauważam że patrzy na mnie wzrokiem nie wystraszonego dziecka lecz zapowiedzą śmierci.
 Więc ktoś jeszcze wpadł na pomysł słabej istotki, boję się go, jest o wiele młodszy ode mnie i pewnie nie miał by ze mną szans ale... to pewnie przez ten wzrok, trupie czarne oczy, tylko je mam przed oczami. Nagle winda jedzie do góry a ja wracam do moich wątłych sojuszników. Postanawiamy że skoro i tak przynajmniej 2 z naszej 3 czyli mnie, Merlyin i Tela zginę to czas się zabawić więc idziemy do naszych pokoi, przebieramy się, jest gdzieś koło 18 ale jeszcze słońce świeci. Po szybkiej wczesnej kolacji zamiast pójść do pokoju lub uczyć się manier i swojej taktyki tak jak to robi większość trybutów w tym Rail, postanawiam zjechać windą pod nr 5 po Marylin i później rozchichotana szczerze jej żartami jadę do 3, gdzie już czeka Tel i wszyscy razem podążamy na najwyższe piętro, po cichu i niezauważalnie. Gdy tam dojeżdżamy to skradamy się już tylko obok salonu, idąc wciąż korytarzem natrafiamy na ogromne drzwi w suficie więc wspinamy się po drabinę do drzwi i kiedy już wychodzimy naszym oczom ukazuję się majestatyczne widok.
 Słońce świeci ale powoli zaczyna się chować, wiatr wieję przyjemnie ciepło a chmury uśmiechają się do nas. Przed nami znajduje się piękny ogród gdzie zamiast podłogi jest trawa i rośnie potężne drzewo pod którym oczywiście siadamy.
 -Ach czyż tu nie jest idealnie ? Szkoda że musimy pójść na arenę, gdybyście mieszkali w 5 bylibyście moimi najlepszymi przyjaciółmi-stwierdza po dłuższej rozmowie z nami.-Ciekawe kto wygra ? Na kogo obstawiacie ? bo ja na Lane-stwierdza.
 -Hmmm według mnie-odzywam się.-Duże szanse ma Rail tak jak i Florence i Crasch, ja wam mówię to będzie finałowa 3.
 -Może tak ale biorąc pod uwagę wszystkich zawodników duże szanse ma jeszcze ten z 6 jak mu tam Hank ?.-oznajmia Teelor.
 -Och nie pamiętam go ? który to ? za dużo imion i ludzi dziś poznałam...-Mówi Marylin myśląc jak ja.
 -To ten skośnooki brunet, co ciągle się popisuje, nie kojarzysz ?-mówi Tel.
 -Ja też go nie pamiętam gdzie on ćwiczył ?-Mówię.
 -Ciągle był w salce do walki z siekierą i trzeba mu to przyznać nieźle mu to wychodziło no ale wiesz z nie którymi niema co się równać-posyła mi oczko.- Aha i mam coś jeszcze- wyciąga z torby której wcześniej nie zauważyłam ogromny stos dosłownie wszystkiego.
 Od razu chwaciłam krakersy i ser, położyłam je na słońce które teraz grzało strasznie, było chyba z 40 stopni więc wystawiłam na beton obok krakersy z serem i po 10 min zaczęły się topić. Smakuje to pysznie, a jeszcze lepiej czuję się w ich towarzystwie nie to co w śród zawodowców ale nagle rozmowa wchodzi w poważny ton.
 -Jak myślicie zabijecie kogoś ?-pytam.
 -Ja pewnie nie prędzej oni zabiją mnie.. - mówi czarnym humorem.
 -A ja tak- mówi i nagle odwracamy ku niej głowy- no żartuje może ale napewno nie was, ale pamiętajcie zwycięzca będzie tylko jeden.
 To prawda tylko jeden, właśnie w tej chwili uświadamiam sobie że za bardzo poznałam moich wrogów, polubiłam ich, to tak jakbym miała skazać na śmierć niemowlę które nie jest niczemu winna. Nienawidzę wszystkich w tym budynku którzy sprawili że coś ku nich mam, czuję że zaczynam wariować a jeśli to oni zrobią ten pierwszy krok i będą chcieli mnie zabić. Naglę patrzę w roześmianą twarz Marylin i zastanawiam się czy ona mogła by mnie zabić ? Czy ta głupawa istotka wzięła by nuż i przebiła by mi czaszkę gdyby od tego zależało jej życie ? A co z Railem i Telem czy osoby które mnie kochają prawdziwą miłością mogły by mnie zabić ? Wolę się nie zastanawiać bo wiem że bilans mógłby być tragiczny. Nie chcę o tym myśleć więc postanawiam zrobić najgłupszą rzecz w historii głodowych igrzysk nie chcąc przekonać się kto by mnie zabył. Nie chcę przeżywać horroru który czeka mnie za 2 doby, to co zaraz zrobię jest jedyną ucieczką mam nadzieję że to zrozumieją. Wstaję.
 -Hej Johna co ty robisz-pyta rozpromienioną Marylin mą bladą jak kredę buzią.
 -Idę podziwiać widoki z bliska- mówię.
 -ok-odpowiada.
Gdy już jestem przy barierce czuję powiew tego miłego wiatru który mnie otula a niebo czerwienieję.Całą paleta barw zawarta jest w tym mieści, każdy z budynków zachwyca wyglądem i swoją enigmatyczną aurą. Ponad widok ulicznego zgiełku wzbijają się dwie ogromne lekko ośnieżone szczyty góry, a pomiędzy nimi słońce jak wielka królowa władająca królestwem tysiąca kolorów. Ten świat jest idealny, zero zmartwień, zero głodu i brak cierpienia, tu żyją inne istoty które nie zniżają się do naszego poziomu. Odwracam wzrok i widzę moich przyjaciół a potem ku zaskoczeniu moich sojuszników skaczę przez barierkę prosto ku królestwu idealnych świateł.